poniedziałek, 14 lutego 2022

Ashley Elston, 10 randek w ciemno

 Kiedy Wydawnictwo Dolnośląskie wysłało mi tę książkę to był okres świąteczny. Upłynęło sporo wody w rzece, moja lektura tej pozycji rozciągnęła się na cały miesiąc. W ten sposób piszę w walentynkowy wieczór o książce, której akcja dzieje się w ferie świąteczne. Ale miłość to miłość i na randki w ciemno można chodzić nie tylko w Walentynki. Chociaż nie do końca sytuacja może zostać uznana za fair.


autorka: Ashley Elston
tytuł: 10 randek w ciemno
tytuł oryginalny: Ten Blind Dates
tłumaczenie Donaty Olejnik

Święta to piękny czas, który chcemy skorzystać z tymi, których kochamy. Dla Sophie wyjazd rodziców do jej ciężarnej siostry Margot to okazja spędzenia czasu sam na sam ze swoim chłopakiem Gryffinem. Młodzi spotykają się na imprezie zorganizowanej przez wspólnego znajomego, z której Sophie wychodzi z płaczem - ona podchodzi do tego związku na poważnie, zaś Gryffin nie przyjmuje tego samego punktu widzenia, co jego dziewczyna. Nastolatka jedzie do dziadków ze złamanym sercem i perspektywą spędzenia całego tego czasu z żywiołową rodziną. Jeżeli planem Sophie było przesiedzenie tego całego czasu pod kocem z lodami to nie doceniła swoich bliskich. W szczególności swojej babci, która decyduje się wysłać swoją wnuczkę na randkę. Ale nie jedną. Na dziesięć randek w ciemno. Tylko reguły nie są zbyt sprzyjające dla Sophie - jej bliscy wybiorą jej partnera, którego pozna dopiero w dniu randki. Co prawda nie wszyscy są zgodni co do terminarza, ale sama zainteresowana jednak godzi się na to, aby bliscy zorganizowali jej czas. Szczególnie, że ma prawo zrezygnować z jednej z dziesięciu randek oraz ma wsparcie Olivii, Charliego, Wesa oraz jest na łączach z Margot, dla której sytuacja młodszej siostry to swoista rozrywka w oczekiwaniu na narodziny dziecka.

Z jednej strony będąc Sophie wolałabym móc przeżyć rozstanie na swój sposób. Z drugiej znów mogła trochę spędzić czasu z bliskimi, których rzadko widziała. Jedenaście w porywach do dwunastu różnych od ciebie charakterem i podejściem do życia osób wybiera ci towarzysza na wieczór lub popołudnie. Kiczowate swetry, żywe szopki, kino plenerowe, a nawet urodziny babci. Każda okazja jest spoko. Problem się pojawia, kiedy postacie o pewnym charakterze określonym przez Ashley Elston wykazują się konkretnym zestawem zachowań, szczególnie kiedy w grę wchodzi jedna z randek, ta którą miała ustawić mama duetu określanego jako Podłe Jo. W mojej ocenie wiedząc, co się może święcić i o kogo chodzi to ciotka Maggie May nie powinna pójść tą drogą, którą obrała. W tle jeszcze rozgrywa się sytuacja Margot i jej nienarodzonego dziecka. Nie jest już tak wesoło jak wtedy, kiedy Sophie idzie na randkę do żywej szopki i to w pewnym momencie wpływa na decyzję dziewczyny co do randek.

Sam motyw, że rodzina ustala ci randki brzmi dziwnie, ale został rozegrany w miarę okej. Kto dostał rolę czarnego charakteru, to tak ją odegrał, co było do przewidzenia. To, że konflikt między wujkami o ustawienie randki Sophie zostanie rozwiązany i ta nie skończy na dwóch spotkaniach także było do przewidzenia. Tak samo jak zakończenie i to, jak zakończy się randkowanie dziewczyny było do przewidzenia. Może mniej, niż dziesiąta randka, którą ustawiła pomysłodawczyni tego projektu, jednak koniec końców wszelkie wątki zostają doprowadzone skutecznie do końca. Ta przerwa świąteczna pozwala Sophie poukładać swoje myśli i na nowo przeanalizować swoją sytuację. Również autorka postanawia nie zostawiać czytelnika w Sylwestra, kiedy wypadła data dziesiątej randki, ponieważ mamy możliwość dowiedzenia się, jaki efekt końcowy był tych randek dla Sophie i jej otoczenia. 

Czy polecam? Na zastój czytelniczy bądź lekką lekturę owszem. Akcja jest prosta, większość wątków łatwa do przewidzenia, nie trzeba się skupiać i robić notatek. Rozrywka na dwa do czterech wolnych wieczorów, przy której można się szczerze uśmiechnąć oraz trochę zmartwić razem z bohaterką. Wbrew pozorom to nie jest książka tylko na święta, szczególnie że zaczęłam ją w styczniu, a przez nadmiar obowiązków całość pochłonęłam w weekend po egzaminach.


Cześć, witam w walentynkowy wieczór. Chociaż godzina 23 to raczej walentynkowa noc. Sesja trochę zmiotła mnie z planszy, jednak na dwa tygodnie mogę wrócić do żywych na tyle, na ile będzie to możliwe. Cieszę się, że mogłam swój stos hańby tak szybko odstosować o tę jedną pozycję, ponieważ ta książka czekała na mnie prawie dwa lata na półce. Trochę jest mi smutno, że tak szybko minął mi czas na jej czytaniu, ale dzięki temu mniejsze wyrzuty sumienia będę mieć kupując nowe książki. Takie życie czytelnika. Jak tam Wasze Walentynki? A może jesteście team Tłusty Czwartek? Trzymajcie się ciepło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz